+++
Oszustwo Katastrofy Smoleńskiej
10 kwietnia 2010
Dowody oszukańczej inscenizacji -
ręcznego ułożenia -podrzuconych fragmentów
wraku samolotu TU-154M. Uwagi
pośrednie.
(ciąg dalszy; „Samolot bliźniak”
oraz „Katastrofa, której nie było”)
Cześć Szósta –Dwa samoloty jeden
zamach.
(kontynuacja;
Oszustwo Katastrofy Smoleńskiej 100821)
http://zamach.eu/100821%20Oszustwo%20katastrofy%20smolenskiej/Oszustwo.htm
R.1.1
Wstęp.
Publikując 16 kwietnia 2010 roku pierwszy artykuł – na temat wraku
tupolewa smoleńskiego
- z tezą „samolotu bliźniaka”, bez delegacji katyńskiej na jego pokładzie -
widzieliśmy jasno to, że wrak jest fałszywką. Nie była jasna jedynie kwestia; w
jaki sposób ten wrak tam się znalazł. To mogłoby także dotyczyć sytuacji
odwrotnej tzn. że w Warszawie, kontrolerom lotu na Okęciu „wystawiono” bliźniaka,
a w Smoleńsku podrzucono oryginał.
Możliwe kombinacje wyłożyliśmy w:
http://zamach.eu/100728%20Katastrofa,%20ktorej%20nie%20bylo/Katastrofa.htm.
Dzisiaj jest już oczywiste, że wrak smoleński, został tam podrzucony w
częściach i później został wysadzony w powietrze, głównie po to, aby ukryć fakt
braku ciał pasażerów oraz nieautentyczność wraku. Bliźniakiem mógł być tupolew
102, ale niekoniecznie. Pisaliśmy, że samolot identyfikuje się głównie przez
kabinę pilotów (rasowy mechanik, który
robił tam regularny serwis pozna swoją robotę nawet pa małych fragmentach
konstrukcji, którą doglądał). W kabinie znajduje się mnóstwo oprzyrządowania,
które jest „numerem seryjnym” maszyny, niejako odciskiem papilarnym .
Dotyczyło to szczególnie egzemplarza 101, który miał ponoć unikalne
wyposażenie produkcji USA. Brak kabiny pilotów, jest główną okolicznością mogącą
świadczyć o tym, że wrak smoleński nie pochodził z samolotu 101.
Artykułami od dnia 21sierpnia 2010 roku
http://zamach.eu/100821%20Oszustwo%20katastrofy%20smolenskiej/Oszustwo.htm
„
4.Falszerstwo smoleńskie jest zdemaskowane w faktach, które nie mogą być
podważone:
- Rozrzucenie wraku, jego niekompletność oraz forma zniszczenia
- Sztuczna konfiguracja podstawowych części wraku
- świadectwa nt. braku ciał ofiar – krótko po alarmie…”
do dnia 09 lutego 2011 roku
http://zamach.eu/110209/Oszustwo.htm
„ Dodajmy tu kolejne fakty, których już nikt nie wyruguje; kierunek (kurs)
wysypania części wraku podrzuconego Tupolewa świadczą o tym, że:
- nie pochodzą one z katastrofy lotniczej, bo samoloty z urwanym skrzydłem tak
nie latają.
- udowodniony przez MAK kurs K2 jest
sprzeczny z kursem lotniska w takim stopniu,
że wyklucza to manewr lądowania na pasie. Samolot TU-154, który miałaby lądować
na
pasie NIGDY NIE MOGŁBY LECIEC KURSEM K2.”
Opisaliśmy warunki techniczne – tam zastane -na podstawie, których sceny z
lasku smoleńskiego uznane są bez wątpienia jako owoc inscenizacji. Zalegający
tam wrak samolotu, nie ma nic wspólnego z samolotem, do którego – na Okęciu o
godz . 07.27 - rzekomo wsiadła delegacja do Katynia z Prezydentem Kaczyńskim na
czele. Dowody ukazane w Smoleńsku świadczą niezbicie o tym, że tam katastrofy
nie było. W Smoleńsku nikt nie zginął.
Te kilka zdań – powyżej – są kamieniem węgielnym prawdy na temat kłamstwa
smoleńskiego,
dotyczącego miejsce zamachu, który umownie nazwijmy warszawskim. I co
najważniejsze: wzajemnego związku ze sobą. Kłamstwo o Smoleńsku ma uwiarygadniać
kłamstwo o prawdzie w Warszawie. Te dwa oszustwa tworzą oś wspólną tego
krętactwa zamieniające zamach na katastrofę. Obnażenie jednego z tych dwóch
kłamstw automatycznie objawia oblicze kłamstwa pod drugiej stronie.
Oszuści i zamachowcy warszawscy widząc fiasko kłamstwa smoleńskiego
rozumieją najlepiej to,
że kłamstwo o Okęciu bez podsycanej fikcji smoleńskiej nie utrzyma się
długo. Odwracanie uwagi od istoty problemu jakim jest brak faktów o odlocie
z Okęcia, przez fantazje o strzelaniu do tych co przeżyli, meconingu,
czekistów, sms’y do polski tych co przeżyli, szaleńcu Putinie, etc. przestają
funkcjonować, bo kłamstwo w swoich niesłychanych kalamburach nie wytrzymało
próby czasu.
Trzeba czegoś nowego. Dlatego
właśnie nagle odnajdują się ludzie, którzy widzieli w smoleńsku ciała członków
delegacji. Jest ich wielu, ale tylko jeden widział parę prezydencką na Okęciu.
Normalnie powinno być odwrotnie. To zastępy świadków widzą wsiadających do
samolotu, a tylko nieliczni ofiary katastrofy. No, ale tak jest podczas
prawdziwych katastrof.
Tu mamy do czynienia z zamachem, a informacje zamachowców i najętych
kłamców, są właśnie podawane według innych reguł – są dezinformacją.
Te fałszerstwa warszawskie są łatwe do odszyfrowania, jako że mają swój
specyficzny charakter:
- Dużo krzyku i zamieszania tam, gdzie nic nie może się wydać, bo nic nie
było – to Smoleńsk.
- Cicho tam, gdzie nawet jednym słowem można obnażyć straszną prawdę – to
Okęcie.
Jakiekolwiek potknięcie na temat Smoleńska nie obnaży niczego innego, jak co
najwyżej śmieszność oszustów smoleńskich, który zostali skompromitowani na
swoich błędnie rozegranych rekwizytach.
Odwrotnie, drobne nawet błędy w sprawie odlotu na Okęciu poruszą lawinę,
której nic nie powstrzyma – ujawnią straszną zbrodnię. A w całym tego tle wiele
innych morderstw na ludziach niewinnych, zupełnie postronnych. Zamach w
Warszawie ujawni zamach w Mirosławcu, one razem to zamach na Polskę.
Oto dlatego jest tak cicho w sprawie Okęcia, 10 kwietnia 2010 roku.
Aby jednak mącić, uwiarygodniać fałszywe wersje, agenci służb nakręcili parę
filmideł na temat „katastrofy”, których głównym zadaniem jest
wkleić fałszywe historie na temat
odnalezionych w Smoleńsku ciał, natychmiast po „katastrofie”. To celem
naprawnienia błędu Wiśniewskiego i Bahra, którzy byli autentycznie zadziwieni
właśnie ich brakiem, a co spontanicznie zeznali przed kamerami.
Fałszywi świadkowie wkłamując się
w scenariusze oszustw smolenskich eksponują się tak na bezwstyd jak i zarzut
popełnienia przestępstwa. Kłamiący – przed kamerami, w filmach o „katastrofach
smoleńskich”, a nawet później przed reprezentantami Sejmu - urzędnicy państwowi,
będący na służbie – w opisywanym przez siebie zdarzeniu smoleńskim – bez cienia
żenady oświadczają, że przybywszy na miejsce zalegania wraku smoleńskiego,
zobaczywszy w jednym miejscu fragmenty ciał swoich kolegów urzędników – będących
także na służbie – wycofali się, bez udzielenia pomocy ofiarom w potrzebie.
Stwierdzili oni, że jeżeli „tu” widzą poszarpane ciało, to oczywistym jest to,
że nie trzeba już iść dalej i szukać kogoś innego, bo prawie setka pozostałych
pasażerów musi być podobnie porozrywana. Czyli, oświadczyli publicznie, że
stwierdzili zgon setki ludzi na odległość, bez poszukiwania innych
poszkodowanych, bez oględzin całości miejsca wypadku. A do czego byli
zobligowani na mocy prawa
Tak bezwstydnie motywuje wysoki urzędnik prezydencki – będący na służbie w
momencie zdarzenia-, który do tej pozostałej grupy ofiar - ryczałtem uznanych za
niewartych ratowania -zalicza swego szefa Prezydenta Polski. Ani go nie ratując,
ani nie próbując szukać.
Powtórzmy i podkreślmy tę zgrozę napisaną tłustymi literami:
Urzędnik prezydencki popisuje się
publicznie oświadczeniem mówiącym, że de facto uciekł on z miejsca katastrofy
bez udzielenia pomocy ofiarom tego wypadku. Sam będąc na służbie, uciekł z
miejsca tragicznego zdarzenia i pozostawił tam poszkodowanych, innych urzędników
państwowych, a będących na służbie - w
tej samej instytucji, co i on sam - bez udzielenia im pomocy.
Tymczasem prawnie zawsze zachodzi
domniemanie utrzymywania się procesów życia u osoby rannej, to aż do
stwierdzenia jej śmierci przez odpowiedni personel medyczny. Nikomu nie wolno
zaprzestawać wysiłków w ratowaniu życia u poszkodowanych, bez stwierdzenia u
nich zgonu.
Spoglądając na drugi biegun, Warszawę słyszymy, że odnalazł się - nareszcie
- świadek odlotu delegacji z Okęcia. Było widać i słychać jak sztywno opowiada
on historię, nie kojarzy faktów, bo ich nie zna. Możliwe, był on świadkiem
drastycznych scen związanych z zamachem. A to, dzień i noc, przypomina jemu
sznur od odkurzacza, który zastosowano na sekretarzu folksdojcza. To, co go
motywuje do występów na rzecz zamachowców, choć nerwy i stres związane z traumą
wizji kabla elektrycznego jako krawata - sprawiają, że pamięć jest bardzo
niespójną. Świadek pamięta aż 39 osób, a zapomniał to czy z szefem sił
powietrznych witał się czy nie. Zaświadcza też, że widział tupolewa jak ten
wystartował, a oczywiste musi być to, że i z całą delegacją na pokładzie. Jak
świadek to sam ujął, miał on tam w terminalu,
skojarzenia z „Weselem” – Wyspiańskiego. Godzina odlotu 7.23 – bo spojrzał na
zegarek i zapamiętał.
Smoleńsk i Okęcie musza wzajemnie zbudować oś, obustronnie uwiarygadniająca
tę drugą stronę.
To widać w komisji pod kierunkiem
Antoniego M, który nad takim modelem także intensywnie pracuje.
Co najgorsze jednak, żyrantami wiarygodności tej osi zbrodni stały się – w
ostatnich tygodniach - rzekomo katolickie
media; Radio Maryja, TV Trwam, Nasz Dziennik. To poprzez publikowanie
ustawionego - przez zamachowców – wywiadu z doradcą
Andrzejem K.
Redakcje te nie mogą mieć wątpliwości, co do tego, że te sztuczne
(bezkrytyczne) wywiady mają na celu
ukrycie faktu zamachu, że redakcje te świadomie podjęły współpracę
się z wyrachowanymi mordercami. Bo nikt
inny nie lansuje zmyślonych faktów podanych przez Andrzeja K.
Tu widzimy kondycję władz kościelnych w Polsce. Ten cierniowy owoc
posoborowy.
W Smoleńsku, rozpędem jakiegoś pokłosia gorbaczowskiej pierestrojki i
glasnosti, pokazano światu nową goebbelsowską prowokację gliwicką w ruskich
dekoracjach, z postsowieckim pomyślunkiem i warszawskim aparatem propagandowym –
a całość to pranie mózgu po PRL-owsku.
Pranie, które się nie powiodło, co choćby namacalnie widać było po składzie
osób, jakie pojechały na obchody do Smoleńska 09 .04.2011.
Smoleńsk, jako miejsce katastrofy upadł
całkowicie, a jeden z dowodów na to widzieliśmy w raporcie z uroczystości
rocznicowych w Smoleńsku, na które praktycznie nikt nie przybył. A które to
uroczystości prowadziła aktorka teatru jednego widza i samozwańcza płaczka,
Komorowska, a co w sobotę pokazała TVP,
Jak doszło do tego, że taki wielopłaszczyznowy kosztowny plan upadł? Jakie
błędy popełnił nie tylko warszawski ale i międzynarodowy aparat propagandowy?
Otóż należy uważnie przyjrzeć się samym faktom związanym z elementami
inscenizacji smoleńskiej. To oszustwo było z góry zaplanowane, jednak ani w
Polsce ani w Rosji - co ciągle powtarzamy - a gdzie indziej. I to było jego
główną słabością. Plan ten swym rozmachem i brakiem poczucia realizmu oraz
intelektualną naiwnością „projektantów” ugrzązł w miejscu. Propaganda, zaś nie
potrafiła tu pomóc, bo planu tego nikt w Polsce głębiej nie rozumiał, czy nie
czuł. Przypomina to sytuację z PRL, tzw.
„dyrektorów, sekretarzy, przywiezionych na prowincję w teczce”, gdzie władza
centralna odgórnie nominowała szefami swych ludzi, którzy nie mieli
jakiejkolwiek kompetencji, a byli klasycznym elementem sterowania nakazowego.
Sterowanie to przynosiło kuriozalne skutki z budowaniem drzwi do lasu włącznie.
Skąd wzięło się to wszystko?
Katastrofa lotnicza jest zwykle badana poprzez analizę przebiegu lotu oraz
badaniem fizycznym szczątków. Jest oczywiste, że nasze analizy opierały się
głownie na materiale wizualnym, jakichś
szczątkowych doniesieniach, głownie medialnych, bez możliwości badania
wraku. Ale w końcu MAK, też niczego nie badał, a wszystko napisał!?
To proste, MAK uczynił to na podstawie jakiegoś wcześniej narzuconego
scenariusza.
Scenariusz Smoleński został napisany przed zamachem na Prezydenta i
delegacje. A napisali go anglojęzyczni osobnicy, arogancko przyzwyczajeni do
służalczego lokajstwa „polskich partnerów”, którzy wszystko potulnie zrobią, co
im się tylko nakaże. Widać to
wyraźnie po porównawczej lekturze raportu katastrofy w Mirosławcu, która nie
była katastrofą, ale także zamachem.
W planie tym założono, że Mirosławiec będzie protoplastą Smoleńska. Z
podobnym tłem: braki w wyszkoleniu, niefachowość, zaniedbania techniczne, zły
proces decyzyjny, pilot bez honoru, etc. Polnische Wirtschaft na nowo.
Równolegle z zamachem w Mirosławcu i po nim, przeloty Kaczyńskiego cechowały
usterki samolotu, dym z wentylacji i podobne. Miało to za zadanie urobić
atmosferę pasma usterek i błędów technicznych, wśród których ten zaplanowany w
Smoleńsku miał wyglądać, jako naturalny fragment całego ciągu wypadków i
problemów.
Przypuszczalnie, miano tym także uśpić czujność tak ofiar, jak i uczciwej
(nie biorącej udziału w zamachu) części personelu z obsługi czy z otoczenia
Prezydenta lub lotniska. Atmosfera nagłych i niecodziennych zmian w samolocie i
usprawiedliwienia potrzeby nagłych serwisów, mogła być urabianiem okoliczności
do kamuflowania planowanego sabotażu.
Katastrofa Bryzy – przypuszczalnie - była rezultatem dywersji, to celem
tego, co napisano powyżej. Bryza to samolot prosty, łatwy w pilotażu i
katastrofa takiego samolotu to coś bardzo niezwykłego.
W raporcie z Mirosławca widać identyczny scenariusz „przebiegu katastrofy” z
tym w Smoleńsku. Z tą jedynie różnicą, że tamte trupy mogły autentycznie
pochodzić od osób, które zginęły w samolocie, który tam został rozbity.
Katastrofa w Mirosławcu jest tak identyczna ze smoleńską
- mówimy o zapisie raportu komisji,
podpisanego dnia 04 kwietnia 2008, która „badała” ten przypadek, że to aż
szokuje.
Kłamstwa jednego i drugiego raportu, pisane są według innego (jednego)
dokumentu, źródłowego planu tych obu zamachów, który jest dla nich obu pierwotny
i imperatywny. A który nie powstał w Polsce, co już nadmieniliśmy.
O niezrozumiałym pochodzeniu sprzecznych ze sobą sztuczności inscenizacji w
Smoleńsku pisaliśmy już w lecie 2010, zanim ujawniono raport o Mirosławcu.
Czytanie tego raportu, potwierdziło tamte tezy i wyjaśniło wiele.
Plan tych zamachów, jest aż nadto hollywoodzki i jaskrawo obnażający nie
tylko wspomnianą
arogancję, ale i duże braki inteligencji u tych, który to wszystko wypocili.
A bez wątpienia nie byli to inżynierowie.
Są to osobnicy dotknięci piętnem zdeformowanego genomu, które to piętno sprawia,
że każdą inność u innych odczuwają, jako agresję i zagrożenie ich egzystencji,
co z kolei, ma być usprawiedliwieniem aktów bezwarunkowego odwetu wobec innych.
Taką mentalność, trzeba chyba mieć, aby
takie kategoryczne scenariusze spreparować, a odzwierciedlają one jakieś
imperatywne myślenie, już nie tylko w stosunku do ludzi, ale i przedmiotów
martwych nawet.
Porównanie Mirosławca i
Smoleńska.
LP |
Opis |
Mirosławiec |
Smoleńsk |
1 |
Brak zapisu FDR z ostatnich sekund przebiegu katastrofy |
Tak |
Tak |
2 |
Samolot zszedł z kursu |
80 stopni |
30 stopni |
3 |
Piloci mieli problem
językowy w rozmowie
z wieżą |
Tak |
Tak |
4 |
Nieuzasadnione luki czasowe w locie w pobliżu lotniska |
Tak |
Tak |
5 |
Problem autentyczności kontaktu pilotów z wieżą |
Tak |
Częściowo |
6 |
Wyłączony EGPWS |
Tak |
Źle ustawiony |
7 |
Wybieg myślowy raportu: zarzut błędnie wybranego momentu wyłączenia
autopilota |
Tak |
Tak |
8 |
Niewłaściwa prędkość opadania |
Tak |
Tak |
9 |
Problem pomieszania jednostek miar metryczne/angielskie |
Tak |
Tak |
10 |
Pilot zabłądził, a miał być ponoć do ostatniej chwili w położeniu
prawidłowym |
Tak |
Tak |
11 |
Granie na czas – przez „załogę” - przy podejściu do lądowania |
Tak |
Tak |
12 |
Samolot rozbił się, bo z niewidomych powodów
w ostatnich sekundach stał się niesterowalny,
albo pilot nie miał właściwego kontaktu z systemem sterowania |
Tak |
Tak |
13 |
W ostatnich sekundach piloci nie odpowiadali
na wezwania wieży |
Tak |
Tak |
14 |
Załoga niedouczona, a w zasadzie amatorska |
Tak |
Tak |
15 |
Dziwne okoliczności procedury odlotu |
Tak |
Tak |
16 |
Brak listy pasażerów |
Tak |
Tak |
Dodajmy, że problem
autentyczności
realnego kontaktu pilotów CASY z wieżą kontrolera (w tabeli,
przejawiający się w paru punkach), stał się tak napięty ( tamte rodziny
musiały lepiej dbać o honor ofiar CASY, niż rodziny ofiar tego lotu, którego nie
było), że musiano powołać rzeczoznawcę. Został nim profesor Grocholewski z
Poznania. Prof. Stefan Grocholewski badając zapisy lotu CASAy odkrył tam
problemy z rozpoznaniem, pewnych głosów w kabinie pilotów lub utożsamianych z tą
kabiną.
Odkrycie to mogło ujawnić obecność
niezidentyfikowanych osobników w nagraniach rozmów pomiędzy kontrolerem a
pilotem, fakt sfałszowania zapisu, lub dowód na to ,że ktoś w rozmowach z wieżą
podszywał się pod pilotów CASAy. Ale tego jednak dokładnie nie wiemy.
Problem
pracy profesora- która nie posuwała się tak jak należy- polegał na tym, że
pracował on na kopiach zapisu, nie
oryginałach, które to było dużym utrudnieniem.
Zauważmy:
MAKu, czekistów, Anodiny
jeszcze nie było, tak jak to ich obecność i destrukcję bezustannie
podnoszą fałszywi lub nieroztropni
analitycy katastrofy smoleńskiej, a to po to,
aby fałszywym tropem rosyjskim
odwrócić uwagę od wydarzeń na Okęciu – zamachowców w Polsce.
Profesora Grocholewskiego już nie ma, zmarł, był chory na raka. Pracy nie
dokończy i raportu nie napisze. Następcy nie powołano. A nie mamy pewności, co
do tego, czy pewne odkrycia profesora nie tylko nie zostały zniszczone i czy nie
przyspieszyły jego śmierci, historia Polski ostatnich 30 lat, to historia
konstelacji personalnej zbudowanej na paśmie seryjnych skrytobójstw na ludziach,
którzy do tego doboru gwiazd nie pasowali.
Profesor był bratem kardynała Zenona Grocholewskiego.
O ile Grocholewski zauważył problemy z zakresu fonoskopii( był specjalistą
od: automatycznego rozpoznawanie mowy, syntezy mowy, weryfikacji i identyfikacji
mówców). To należy także rzucić okiem na pewne cechy lingwistyczno-orientacyjne
uwidocznione w dialogach podczas lotu do Mirosławca.
Mamy na myśli - oprócz podanego wyżej problemu jednostek miar; raz
metryczne, raz angielskie, (gdzie pilot
podawał coś w stopach angielskich , a wieża w metrach) - problem wyrażeń
językowych w relacji do poczucia pory dnia.
Zauważmy coś niezwykle ciekawego: Około godz. 19 w styczniu, w ciemnościach,
w złych warunkach pogodowych, pilot CASAy miał powiedzieć do kontrolera „ dzień
dobry”. A powinien powiedzieć „dobry wieczór”.
Pilot zawodowy jest niezwykle wyczulony na poprawność formułowania
wypowiedzi normalnych, standardowych, a dotyczących środowiska parametrów, jakim
jest lot samolotu. Normatywne
formułowanie warunków środowiska fizycznego, w którym się znajduje - lecący
samolot – jest formą automatycznej poprawności.
A tu mamy dowód na błędnie podane
pozdrowienie, co nie może być pustym gadulstwem, bo jest częścią komend lub
raportów.
Zwrot „dzień dobry” został tak
użyty jakby, za oknem był jasny dzień. Pilot tak powiedział, bo było jasno,
kiedy to mówił. Alternatywnie, podający się za pilota intruz komunikacji
radiowej, znajdował się w strefie czasowej, gdzie o godzinie 19 czasu
warszawskiego była pora białego dnia. On to też – podszywając się pod pilota
CASAy odpowiedziałby „automatycznie”, bo też był dobrze wyszkolony jako pilot, a
może nieco gorzej jako oszust- dywersant.
Jeżeli w Mirosławcu była noc, to
strefa czasową, gdzie był dzień jest strefa Ameryki. A dominacja jednostek
pomiarowych anglosaskich – w dialogach – wskazuje Amerykę Północną. Są tu
powyżej wyliczone dwie okoliczności – kulturowe – wskazujące na to,
że był tam obecny czynnik
anglosaski.
Zauważymy też, że zwrot „dzień dobry” jest dużo łatwiejszy do użycia
(motoryka wymowy) niż „dobry wieczór”. Niepoprawność wymowy słowa „wieczór” jest
dużo łatwiej wychwytywana w rozmowie z obcokrajowcem niż słowa „dzień”. Dlatego
jest bezpiecznej użyć słów „dzień dobry”. Ale to z kolei niezwykle razi nas
Polaków, o ile jest wypowiedziane późną porą a nawet wczesnym wieczorem. Kultura
językowa i obyczajowa w Polsce zdecydowanie oddziela tu pozdrowienia dzienne od
wieczornych, takie pomieszania nie są spotykane.
Jest uzasadnione podejrzenie, że samolot CASA 295M został porwany –
prawdopodobniej fizycznie – a nie drogą elektronicznego przejęcia kontroli nad
samolotem. Co prawda, firma BAE
od paru lat dostarcza do CASA
systemy do UAV. Byłoby bardzo łatwo taki system
podłączyć do CASA 295M, który mógł być do tego przygotowany już fabrycznie
- jako opcja wyposażenia dodatkowego. Zdalne sterowanie takim samolotem
byłoby b. łatwe.
Za fizycznym porwaniem
przemawia bardzo dziwne zachowanie CASAy przed podejściem do lądowania, strata
orientacji w locie, konieczność drugiego podejścia, a co mogło być wybiegiem
porywaczy w taktyce grania na czas. O porywaczach fizycznych, świadczyć może
także fakt wielkiego zamieszania w komisji, co do konieczności uzgodnienia
orzeczenia w kwestii tego: kto w chwili uderzenia o ziemię siedział za sterami
CASAy. Spekulowano, że nie był to oficjalny pilot, ale ktoś inny.
Brak listy pasażerów, świadczy
także o tym, że opcja fizycznego porwania samolotu musi być brana pod uwagę,
jako podstawowa. Fakt, że w Poznaniu, przed ostatecznym startem do Mirosławca,
opuściło CASA’e 15 pasażerów, a samolot parkował na włączonych silnikach, jest
okolicznością nasuwające podobne podejrzenia.
Można tu spekulować, że dowódca
lotu, już w Warszawie, dostał informacje - lub poufny rozkaz – wzięcia na pokład
– w Poznaniu, bo bez świadków - osób spoza planu lotu. Np. podawanych jako
oficerów NATO, którzy incognito dokonują inspekcji w polskich strukturach sił
powietrznych, co jest łatwo chwytliwe i uzasadnia brak listy pasażerów. A i jest
identyczne z – przypuszczanym- fałszywym poczuciem bezpieczeństwa w Gibraltarze.
Tam też Nasi Żołnierze byli wśród swoich.
Otóż – drążąc dalej naszą
hipotezę – suponujemy, że za sterami samolotu CASA - w momencie jego rozbicia -
nie siedział nikt. Fotel był pusty. Dlatego tak trudno było dla komisji wybrać
to, jakie DNA pozostało na szczątkach miejsca pierwszego pilota.
Porywacze samolotu zamordowali
załogę i pasażerów. Aby przez jakiś czas mieć niezbędna kontrolę manualną nad
maszyną, jeden z nich musiał zasiąść na miejscu pilota. W tym celu ciało pilota
zostało odrzucone gdzieś na bok. Porywacz, odchodząc później od sterów, był w
pospiechu i ciała pilota nie posadził z powrotem na fotelu– stąd ta konsternacja
w komisji na temat tego, kto pilotował.
W/w granie na zwłokę, mogło być
konieczne do dokonania pewnych czynności na pokładzie – lot był krótki - a
także, aby móc opuścić samolot na spadochronach, do czego należało przygotować
samolot. To, aby fakt ten nie był odkryty w rozbitym wraku. Te właśnie zwłoki
czasowe spowodowane rzekomymi błędami w nawigacji, umożliwiłaby utrzymanie
samolotu na wysokości ok. 200 metrów, co dla dobrze wyszkolonych spadochroniarzy
jest bezpieczną wysokością skoku spadochronowego.
Błędów w raporcie CASAy jest mnóstwo a ich klasa
na poziomie dywersji.
Np. CASA do lądowania miał wychylenie klap 15 stopni, podczas kiedy w
rejestrze FDR mamy 10 stopni. Raport pozostawia to bez komentarza. Fakt zaś
przepadnięcia na lewe skrzydło – zapobiegawczo komentuje, że
obaj piloci
musieli zapatrzyć się w bok, dlatego zaniedbali kontrolę nad instrumentami
pokładowymi, nie zauważyli, że instrumenty te wskazywały właśnie nadchodzącą
katastrofę. Faktem zaś jest i to, że piloci nie odpowiadali na wezwania – aż tak
się zapatrzyli, że nie słyszeli okrzyków kontrolera!
Kontrola instrumentów –„rozłożenie uwagi w locie wg. przyrządów” jest
podstawą szkolenia pilota, gdzie jest on uczony
kolejności omiatania wzrokiem Instrumentów pokładowych tak, aby
przerwa w obserwacji jego poszczególnych wskaźników nie była zbyt długa lub
przypadkowa, a gdzie centralnym wskaźnikiem jest sztuczny horyzont.
Jak wyżej podaliśmy, z dużym prawdopodobieństwem, zachodzi podejrzenie, co
do tego, że zleceniodawcą obu zamachów jest ośrodek obcy, O ile w smoleńsku
podejrzewa się Rosję, to rozpatrując oba przypadki widzimy jak środek ciężkości
tych podejrzeń leży na zachód od Odry.
Widzimy też, że ośrodek ten wziął na siebie pewne działania operacyjne, lub
zlecił je innym, do których miał większe zaufanie operacyjne niż do strony
polskiej czy rosyjskiej. Zauważmy też, że
konspiracja przy układaniu planu zamachu, nie mogłaby pozostać niezauważona
przez kontrwywiad, o ile centrum planowania takiego zamachu znajdowałoby się w
Polsce.
Szkicując jakiś zarys domniemanych udziałowców tego, co wydarzyło się w
Mirosławcu i Smoleńsku ( Warszawie) a rozpatrując te wydarzenia całościowo
zauważamy, że:
W Mirosławcu,
Polska strona odpowiadała za:
- teren zamachu
- wystawienie ofiar na zamach
- utrudnianie śledztwa
- matactwo raportu końcowego ( zgodę na zamach, jako uznaną katastrofę)
- (likwidacje nie wiemy), zastraszenie polskich świadków w Polsce – to
pewne.
- akcję propagandowa ( wyciszenie)
Obca strona odpowiadała za;
-za środki techniczne zamachu, których nie ma w Polce, a które musiały być
kompatybilne z NATO-wskimi. Co musi
wykluczać Rosję, a wskazywać niektórych sojuszników, jako głównych sprawców
zamachu na CASAę. Rosja nie mogła, bez zauważenia przez NATO, włamać się do
systemu komunikacji pomiędzy kontrolerem a pilotem.
-
Planowanie
Rosyjska strona odpowiadała za:
- nie była zauważona (ewentualnie
dawni agenci sowieccy, których jest pełno).
W Smoleńsku,
Polska strona odpowiadała za:
- atak na delegacje, zamordowanie jej członków
- dostarczenie zwłok do Rosji
- likwidacje oraz zastraszenie polskich świadków w Polsce
- akcje propagandowa (wojnę totalną
wszelkich masmediów przeciw
Polakom)
- utrudnianie śledztwa z łamaniem praw człowieka włącznie
(zakaz otwarcia trumien), a nawet
ze złamaniem Konstytucji RP
oraz praw EU, bo ustanowieniem jurysdykcji Federacji Rosyjskiej
na polskich cmentarzach.
Rosyjska strona odpowiadała za:
- inscenizację katastrofy
- świadectwa zgonu 96 osób.
- raport MAK
- dostawę piachu na miejsce rzekomej katastrofy i podobny niegodny cyrk
medialny.
Strona obca ( głównie NATO) odpowiadała za:
- zdradę Polski jako państwa sojusznika – członka NATO.
- włamanie do komunikacji miedzy wieżą lub pilotem (bardziej pewne niż to,
że była to strona rosyjska, która może zadbała jedynie o odpowiedniego
kontrolera)
- ukrycie dowodów nasłuchu elektronicznego i kontroli satelitarnej.
- akcję medialną na Zachodzie.
Centralne sterowanie, podsłuchy elektroniczne utrzymane były w rękach
własnych zleceniodawcy
Tak w Mirosławcu jak i w Smoleńsku lub przekazano je innym służbom (w
Smoleńsku, może częściowo rosyjskim). Jak nadmieniliśmy Polska nie posiada sił
kontroli systemów informatycznych, które były użyte w Mirosławcu i w Warszawie,
czy na drodze do Rosji.
To właśnie „inne służby” zdalnie wspomagały porwanie samolotu CASA. Zdalnie
też – nieprawdziwy pilot obcokrajowiec
- udawał wobec kontrolerów w Smoleńsku pilotów TU-154M 101, udając, lub
rzeczywiście mając problem językowy – granie na czas.
Zleceniodawcy.
Nadużywając – powtarzając - swych grubymi nićmi szytych metod, zleceniodawca
zamachów odsłania się. Wszechwładza tego ośrodka, nakazowa wobec strony tak
polskiej, jak i rosyjskiej gubi go, bo czyni go ofiarą własnej arogancji. Błędy,
które popełnia, umożliwią jego identyfikacje, a przynajmniej ukazują przyczynki
do poszlak.
Siłą rzeczy, umysły tych nadludzkich półinteligentów, a wykształcone na
bzdurach filmów Hollywood napisały te infantylne wręcz scenariusze Mirosławca i
Smoleńska, a które były niewykonywalne.
Cechujący je aprioryzm ujawnia proweniencje autorów planu zamachów. Coś, co
zadecydowano za biurkiem nie zgadzało się z warunkami realizacji i nie mogło
przynieść takich rezultatów, które można było opisać w raportach z tych „katastrof”.
To, dlatego oba raporty zostały opublikowanie z brakami zawartości merytorycznej,
tak jakby ktoś powyrywał z nich kartki.
Mówiąc językiem techniki zarządzania;
profil własności oczekiwań „planu” nie mógł znaleźć swego odniesienia do
profilu własności rezultatów.
Wrzenie sprawy obu katastrof.
Teraz, kiedy już wszystko poszło tak jak miało, czyli mamy zabitych wg listy,
a nawet lepiej, nadeszła pora na równie gładkie zakończenie historii obu
katastrof. Tak zleceniodawcy myślą i
żądają tego od agentury w Kraju Priwiślańskim.
Nie pójdzie to ani gładko, ani wcale. Widać to po reakcji polskiego aparatu
propagandy – utracił on skuteczność i ma tego świadomość. I to mimo tego, że
zostali uruchomieni wszyscy bez wyjątku.
Dziennikarze – w ramach nowych priorytetów - zarzucili już nawet akcje
samokajania się np. obowiązkowo wypowiadając formułkę pokutną „ nigdy nie
wierzyłem/wierzyłam w zamach”. Dyskutując na żywo przed kamerami, szukają
innowacyjnych pomysłów, co do tego, co oni muszą takiego zrobić, aby
społeczeństwo na nowo dało się im sterować – panika, ryzyko zawodowej ekskluzji.
Wśród ośrodków formalnie odpowiedzialnych za przerobienie tych dwóch
zamachów na katastrofy - władz – również
wzrasta świadomość wymykania się sytuacji spod kontroli i to właśnie jest
absolutna katastrofa. Co najgorsze nie
chodzi tu polską giełdę błaznów politycznych, którzy mogą przejąć jakieś
ministerialne synekury. Tu chodzi Zachód, który z niedowierzaniem i obrzydzeniem
patrzy na te seryjne zbrodnie polityczne w Polsce. Tam tak się nie robi. A o
bandytach na szczytach władzy w Polsce robi się głośno. To temat, o którym się
mówi przy kawie!
Widać to np. po przerażonej twarzy
Buzka, który nie wie co ma już odpowiadać na zdawkową ciekawość
swych brukselskich kolegów. Pachnie to trybunałami i nie jest takie pewne
to, że odliczanie głów zakończy się na kozłach ofiarnych.
Wspomniana wyżej próba totalnej mobilizacji całego dostępnego aparatu
propagandy idzie pełną parą no, bo nie wiadomo, co dalej.
Ta akacja ratunkowa toczy się dwoma torami, co podsumowujemy następująco;
Jednym torem idą ci, którzy nagle zaczynają opowiadać o ciałach delegacji
znalezionych koło
wraku, tuż po jego katastrofie. Druga grupa to ci, którzy widzieli jak
delegacja odlatywała tupolewem do Smoleńska o godzinie
7.27. Ci maja kłopoty, bo są nieliczni.
Kłamcy smoleńscy dają przestrzeń kłamstwom z Okęcia. Kłamcy z Okęcia –
wzajemnie – uwiarygadniają autentyczność znajdowania ciał na miejscu katastrofy..
Co robić? czy nawała propagandowa z przerażonym
Andrzejem K. i rozhisteryzowanym
Marcinem W. zastąpi materię faktów,
których nigdzie nie ma? Sam Marcin W.
bajdurząc podaje ciągle jakby za sprawą czkawki „..tam nic nie było..”. Istotnie,
prawdę mówi.
Andrzej K.
podobnie – używając porównania delegacji do Wesela – poruszył postać Chochoła,
który istniał w fantazji Wyspiańskiego, a faktycznie go nie było. Istotnie, ten
też prawdę mówi.
Na koniec nadmienimy akcje w parlamencie, nie chodzi o pracę, ale jej główną
osobę Antoniego M. Jest on tam, jako
osoba godna najwyższego zaufania, ze względu na wagę sprawy, musi być pewność,
że wszystko będzie przypilnowane.
To on sterowany, przez siły zakulisowe – zagraniczne, ale nie tylko - pomógł
niegdyś w założeniu szkodliwego Polsce ZChN, po to, aby tym utrudnić
Stronnictwu Narodowemu wejście do
Sejmu po okrągłostołowego. Do spółki z Chrzanowskim odciągnął wyborców od SN.
Była to akcja międzynarodowa łącznie z Watykanem w jednej z głównych ról..
I tak Polska pozostała bez jakiegokolwiek partyjnego zaplecza narodowego.
Zjednoczenie już dawno padło, podobnie jak jego równie nieporadne LPR- ZChN-bis.
Praca tej komisji ma też być tak prowadzona, aby i ona nic nie dała.
Co dalej?
Blogerscy oszuści kontra prawda.
Kiedy już to wszystko się nie uda, a to jest przesądzone, pozostaje plan B.
Wspominaliśmy o tym już wielokrotnie, Plan B, zakłada przyznanie nawet, że
tupolew padł ofiarą zamachu, lub czegoś podobnego, a co winą obciąży Rosje.
Rosja to przyjmie – to też pisaliśmy.
Plan B nie będzie wypracowany, przez tradycyjne media, a które padły nad
planem A. Plan B wypracują chłopcy
internetowcy. Plan ten jest już gotowy, nad jego zaszczepieniem w
świadomości społeczeństwa, które na nowo musi być oszukane – innego wyjścia nie
ma – pracuje Internet.
Rożni blogerscy guru prowadzą zasiew szeroką parą, a są rozpoznawalni
poprzez hasła:
MAK, Anodinia, czekisci, meconing, Putin, etc, czyli wszystko to, co
prowadzi kompromisem
Do zamknięcia sprawy zamachu po stronie rosyjskiej.
Utrzymać front rosyjski za wszelką
cenę.
I to jest tłem tego zgiełku internetowego, odczytów czarnych skrzynek i
podobne.
Podczas kiedy – od roku – nikt nie widział listy pasażerów tupolewa! Nawet
tej sfałszowanej na komputerze. Tak jak jest sfałszowane opublikowane zdjęcie
Tu-154 na Okęciu rano zrobione telefonem Blackberry.
Każdy, kto ma trochę wyksztalcenia, rozumu etc. Układa sprawy, które bada wg
jakiegoś porządku, a tu, tym podstawowym porządkiem jest chronologia zdarzeń.
Nie możemy rozpatrywać lądowania czegoś, o czym nie wiemy jak to wystartowało. W
ogóle nie wiemy czy coś wystartowało, a co ma jakikolwiek związek z odlotem
delegacji – nawet martwej (godz. 7.27).
Guru prowadzą jednak te sprawy odwrotnie, od końca - mają już nawet lotniska
w Rosji, na których powinny wylądować Tupolew i Jak. W domyśle czekały tam
plutony egzekucyjne, jeszcze lepsze nawet niż te z filmu Koli.
Guru blogów szukających winy w Rosji z wyprzedzającym bezwarunkowym rabatem dla
nieróbstwa śledczego warszawskich bandziorów , są
właśnie tymi dziś , kim kiedyś byli ich
ojcowie podczas wszelkich buntów społecznych w PRLowskiej Polsce: na Żeraniu , w
Poznaniu , Gdańsku , w okresie Solidarności - prowokatorami. Prowokatorami
zwodzącymi tłumy, odwracającymi uwagę ogółu od istoty problemu.
Prowokatorzy zaczynając lub włączając się w bunty pomagali prowadzić ludzi ku
właściwemu dla władz rozwiązaniu.
Tak jest teraz w Internecie z problemem śledztwa smoleńskiego. Zrobiono wszystko,
aby śmierć delegacji do Katynia toczyła się w Rosji i tak jest, tak się stało.
Toczy się to przy pomocy Internetu. Jest to genialne oszustwo epoki blogu,
blogerskie wunderwaffe.
Bunty wasze, zyski nasze.
Okrągły stół zaczął być strugany zaraz po śmierci Stalina. Jego głównym
propagatorem a w Polsce był zbrodniarz komunistyczny Kołakowski. A Polacy
uważają, że to Jaruzelski z elektrykiem.
I teraz, po raz kolejny odbywa się cos podobnego, z tym tylko, że w innej
skali i warunkach, ale toczy się. Nie możemy dać się oszukać, wejście na zły tor
zaprowadzi nas w niewłaściwe miejsce.
Zachodzi ryzyko powodzenia planu B. Kiedy wróg podda się, a Rosjanie wezmą
winę na siebie, Polakom wstyd będzie grzebać się dalej w przeszłości, zamiast
raźnie iść do przodu. A kiedy tak, to śledztwo polskie trzeba umorzyć, jako
zbędne, bo rosyjskie już jest zakończone i po myśli, i nie trzeba Rosji obrażać,
bo zagrożą, że odwołają swoja winę, tak jak odwołali zeznania świadka.
Plan C
My zakładamy plan C. Plan C to całkowite pozostawienie wątków smoleńskich na
uboczu, (łącznie z lotem i nagraniami), poza może jednym – udowodnieniem
nieautentyczności wraku smoleńskiego. Co jest jedynie kwestią czasu. Znajdzie
się ktoś, kto to udowodni.
Pozostaje ew. kwestia tego, gdzie wylądował samolot z Okęcia ( lub samoloty),
ale nie musi to być Rosja. Lecz także i nie Polska. To jest jednak mało pilne,
może poczekać.
Zarysowany powyżej z grubsza przebieg zamachu w Mirosławcu powinien być
równolegle analizowany z zamachem warszawskim. Ma to wiele zalet, widzi się tak
większą całość, która bez wątpienia stanowi jedno. Jest też doskonałym
narzędziem odstraszającym różnych zadymiaczy, którzy ciągle uruchamiają motyw
złych ruskich, a dobrych „naszych” śledczych. Którzy chcą dobrze, ale ruscy im
nie dają. Co też znamy dobrze (prześwietnie) z okresu PRL.u.
(Zresztą,
może tu w Mirosławcu zobaczą Ruskich,
niech ich obecność w zamachu ujawnią , to może być bardzo ciekawe)
To, co my widzimy, jako plan C to ujawnienie wszelkich okoliczności
związanych z odlotem
Delegacji z Okęcia.
Plan C ustawia oszustwo smoleńskie poza nawiasem, tam jest niewiele z tego,
co wniesie coś do sprawy. Fakty medialne o „katastrofie”, w 99 procentach
dotyczą informacji, które są bez sensu,
Zagłusza to fakty na temat zamachu rożnymi smoleńskim bredniami. To bardzo
utrudnia pracę nad tym, co rzeczywiście istotne dla wyjaśnienia prawdy i
ukarania winnych.
Jedno, co jest obecnie najważniejsze dla ustalenia prawdy, co należy robić
natychmiast, to ułożenie faktów dotyczących:
- przybycia
- pobytu
- opuszczenia
Okęcia przez członków delegacji. Każdego z osobna, oraz, kto z rodzin
widział ich, jako ostatni.
Przy czym niektórzy mogli być zaatakowani, w swych domach (Szczygło), to
celem wydobycia od nich informacji na temat ewentualnego ukrycia dokumentów,
które zamachowcy chcieliby zdobyć.
Jaka była ich kondycja psychiczna ostatnich dni, bo mogli być oni poddani –
wiele dni przed 10 kwietnia - na
ekspozycje środków psychotropowych, a co jest częste, przy podobnych akcjach.
Nowoczesne militarne środki
psychotropowe są bardzo trudne do zauważenia
( symptomy u ofiary) nawet przez najbliższych ofiar tych substancji.
Plan C będzie na pewno zrealizowany, sprawy zaszły bowiem zbyt daleko,
Polski nie stać na plan B. Polska nie ma wyjścia.
Polska
Mimo wszystko Naród Polski budzi się. Polacy łączą się w grupy, jednostki
nie są już dłużej samotne. Na demagogię o podziale Polaków już nikt też się nie
nabiera. Polakiem jest ten, kto ma na sercu jedność wspólnego polskiego dobra, a
w ręku czyn. Jedności z kimś, kto szkodzi Polsce nie chcemy.
Wzrasta świadomość wroga wewnętrznego, który umacnia siły odśrodkowe.
Po raz pierwszy po wojnie, widać coś, co wygląda jak polityczna i kulturowa
wieź pokoleń, która stara się podjąć wspólne kroki polityczne.
Czyli jest to, czego nie było w okresie
solidarności (S). Gdzie całe pokolenie
fantastycznych ludzi nie miało oparcia w mądrości i doświadczeniu starszych
pokoleń, a śmierć Prymasa pozostawiła nas samych.
Dlatego wtedy przegraliśmy i cała Polska jest dziś tak zrujnowana.
Uwagi
Wydarzenia 9-10 kwietnia 2010 głównie rozegrały się w Warszawie, dlatego
skrótowo
nazywamy je „zamachem warszawskim”.
Kiedy samolot CASA rozbił się, Prezydent Kaczyński znajdował się na
pokładzie innego rządowego samolotu.
Christus Rex
(-)Krzysztof Cierpisz
20110416
+++
Zdjęcia o podwyższonej jakości Można ładować z :
http://zamach.eu/