Próba rekonstrukcji.
+++
Oszustwo Katastrofy Smoleńskiej
10 kwietnia 2010
Dowody oszukańczej inscenizacji - ręcznego ułożenia -podrzuconych fragmentów
wraku samolotu TU-154M. Uwagi pośrednie.
(ciąg dalszy; „Samolot bliźniak” oraz „Katastrofa, której nie było”)
Cześć Siódma
Porwania i likwidacje Członków Delegacji,
sygnał akcji w Polsce godz. 22.00, piątek 9 kwietnia 2010.
SIEĆ
(kontynuacja; Oszustwo Katastrofy Smoleńskiej 100821)
http://zamach.eu/100821%20Oszustwo%20katastrofy%20smolenskiej/Oszustwo.htm
Wstęp
Jak doszło do porwania i zabicia 96 osób delegacji?
W jaki sposób przeprowadzono masakrę ich ciał?
Na podstawie wypunktowanych wydarzeń – określonych węzłów (W) – ułożyliśmy pewną
strukturę, która układa się określoną sieć.
Pokażemy to na podstawie poniższego tekstu, który składa się z dwóch części:
- Węzły – dane, fakty z okresu paru dni przed Smoleńskiem,
- Sieć - konstrukcja związków miedzy danymi ( węzłami).
Węzły
Węzeł |
Opis
|
Obraz |
Uwagi |
|
|
|
|
W100 |
Do
ostatniej chwili nie było wiadome to, jakim środkiem lokomocji delegacja
uda się do Katynia.
- nie ma
dokumentacji dot. organizacji wyjazdu
- „lista”
członków delegacji była wystawiona w Internecie ale nie jest jasne (brak
dokumentacji) to, kto został zaproszony, a kto nie. Nie ma ani jednej
publikacji kopii dokumentu dot. indywidualnego zaproszenia, które
zostało wysłane do członka delegacji i oferujące mu miejsce na pokładzie
samolotu.
|
|
|
W110 |
Nadzwyczaj znamiennymi są dwa fakty o charakterze formalnym, a dotyczące
stosunków dwustronnych międzynarodowych
(EU i NATO w relacji do Rosji):
-
brak dokumentów dwustronnych dotyczącej zaplanowanej wizyty głowy obcego
państwa na terytorium Federacji Rosyjskiej.
- brak
dokumentów dwustronnych dot. prawa do skorzystania z przestrzeni
powietrznej należącej do Federacji Rosyjskie przez nieliniowy (wojskowy)
samolot, należący do jednego państw NATO (tzn. Polski).
Tu należy
pamiętać wiele wypowiedzi ambasadora Rosji w W-wie, który - przed 10
kwietnia - zaprzeczał jakoby Rosja otrzymała jakiekolwiek dokumenty w
tej sprawie.
|
|
|
W120 |
Post factum:
trzy wdowy wypowiedziały się w
mediach o niepokojach swych mężów, a związanych z mającym nastąpić
uczestnictwem w delegacji.
- wdowa po
generale powiedziała, że mąż ( pilot) był mocno
zdezorientowany i niespokojny, co do formy
rozwiązania logistycznego,
- wdowa po
byłym ministrze powiedziała, że jej mąż wysnuł poważne przypuszczenie co
do niebezpieczeństwa misji,
- wdowa po
oficerze BOR, powiedziała, że jej mąż zapytał ją o to, czy ona „sama da
sobie jakoś radę…..”
|
|
|
W130 |
Post factum:
Jest rozpowszechniane przekonanie sugerujące, że osobami
odpowiedzialnymi za błędy formalne i merytoryczne przy organizacji
podróży byli ci pracownicy prezydenccy, którzy otrzymali moskiewskie
świadectwa zgonów, datowane na śmierć w dniu 10 kwietnia 2010.
|
|
|
W140 |
Delegacja do Smoleńska -
która miała podróżować w towarzystwie Prezydenta
- składała się z:
Grup funkcyjnych (*)(***):
A.
Prezydent z żoną oraz najbliższymi współpracownikami.
B.
Urzędnicy prezydenccy.
C.
Urzędnicy państwowi.
D.
Generalicja.
E.
Osoby typu: „goście honorowi”.
F.
Personel pokładowy.
H.
Służby ochrony BOR.
__________________________________
Grup geograficznych miejsca zamieszkania, względnie pracy(**)(***):
Zamieszkujący w W-wie lub okolicach
Zamieszkujący z dala od W-wy.
|
|
(*) podział taki jest zasadny przy ocenie form zależności służbowych
mogących wpłynąć na przebieg dojazdu lub zgrupowania przed odlotem.
(**) podział taki jest zasadny przy ocenie przyjętych form dojazdu do
lotniska Okęcie.
(***) Grupa funkcyjna może przenikać się z grupa geograficzną
Np. w wypadku
Generalicji mającej dostęp do służbowych środków transportu. |
W150 |
Utrzymuje się ogromna niejasność, co okoliczności wyjazdu z Warszawy tej
części członków delegacji, która podróżowała koleją. A miała ona
odjechać z Warszawy do Katynia przed południem w piątek.
Jest rzucającym się w oczy:
- brak
dokumentacji podróży,
- brak
zwyczajowych pamiątek (liczne zdjęcia i filmy),
-
świadkowie mówią o zaostrzonej dyscyplinie graniczno-celnej.
|
|
|
W160 |
Istnieją niespójne deklaracje A.Macierewicza odnośnie trybu
przydzielenia mu środka lokomocji do Katynia.
Nie jest jasne (OCZYWISTE) to, że do Katynia dojechał on pociągiem razem
z innym delegatami.
|
|
|
W170 |
W
piątek 9 kwietnia o godz. 22.00 ogłoszono alarm o zagrożeniu
terrorystycznym na terenie
Europy. To dotyczyło także Polski. W Polsce informacje o zagrożeniu
podała:
Dyżurna Służba Operacji Sił Zbrojnych(*) |
|
(*) okazuje się, że w Europie nikt o takim zagrożeniu nie słyszał.
Ponadto informacje portali, które to info podały, pousuwały już ich
oryginalną treść ze swych stron.
|
W180 |
Nie ma informacji o obecności Lecha Kaczyńskiego w Polsce:
-
już w piątek 9 kwietnia.
|
|
|
W190 |
Nie ma informacji o
losach personelu pokładowego samolotu:
- stewardesy
-
piloci
–
już w piątek 9 kwietnia.
|
|
|
W200 |
Nie ma informacji o losach personelu BOR:
–
już w piątek 9 kwietnia.
|
|
|
|
|
|
|
W210
|
Opublikowano spostrzeżenia;
Pałac Prezydencki z dnia 09 na 10 kwietnia był mocno oświetlony z
zewnątrz.
|
|
|
W220 |
Jest informacja od rodzin ofiar mówiąca
o
tym, że w sobotę 10 kwietnia, niektóre ofiary wyszły z domów (miasta
odlegle od Warszawy) tak późno, że nie mogły zdążyć - o czasie - na
lotnisko Okęcie.
|
|
|
W230 |
Nie ma informacji o przejeździe członków delegacji na Lotnisko Okęcie.
|
|
|
W240 |
Nie ma informacji o osobach towarzyszących delegatom w terminalu
Okęcie(*). Dodatkowo:
- brak
zapisów kamer wideo dozoru lotniska Okęcie,
- brak
biletów pokładowych,
- brak
informacji rodzin o „żywym” kontakcie telefonicznym członków delegacji,
którzy informują swych bliskich o przybyciu na Okęcie.
|
|
(*)Wypowiedzi K., - rok po zdarzeniu -
W
TV T.
oraz Naszym D. są ubecką
fałszywką.
Zdjęcia telefonem komórkowym ze scena wejścia L.K.
Na
pokład TU-154
są
fałszywe. Propaguje je wdowa po
jednej z ofiar. |
W250 |
Nie ma opublikowanych dokumentów o przelocie Tupolewa przez
międzynarodową przestrzeń powietrzną
nad Białorusią (samolot NATO).
|
|
|
W260 |
J.K. brat L.K. opublikował informację o tym, że otrzymał on połączenie
telefoniczne od swego brata z samolotu.
Powiedział on parę zdań, ale
kiedy go o coś zapytał, to już nie otrzymał odpowiedzi, bo rozmowa
została przerwana.
|
|
|
W270 |
Wdowiec po asystentce żony L.K. opublikował informację o tym, że
otrzymał on połączenie telefoniczne od swej żony z samolotu.
Powiedziała ona parę zdań, ale kiedy ją o coś zapytał, to już nie
otrzymał odpowiedzi, bo rozmowa została przerwana.
|
|
|
|
|
|
|
W280 |
Na
polanie koło lotnisku w Smoleńsku, wśród części wraku(*), na moment
przybycia pierwszych świadków: Bahra i Wiśniewskiego, nie znaleziono
zwłok ofiar. |
(*)Na
http://zamach.eu/
Znajduje
się szczegółowy opis wydarzeń i okoliczności świadczące o inscenizacji
„katastrofy”.
Jest to
jedyne wiarygodne opracowanie jakie jest upublicznione. Wszystkie inne
publikacje dotyczące inscenizacji to jedynie nieudolne plagiaty
dokonane prze blogerskich oszustów.
|
Po
roku od chwili wypadku minister
S.
opowiadał, jak
to
przybywszy na miejsce widział ciała, ale nikogo nie ratował, bo
stwierdził, że inni, których nie widział też muszą być już zabici.
Minister S. to oszust. |
W290 |
Władze Smoleńska podały nieprawdziwe
ale autorytatywne informacje, co do:
- liczby
ofiar - pasażerów- (ścisłej
ale błędnej),
- formy
zgonu ( pożar po rozbiciu),
- nikt nie
zbadał terenu, ale stwierdzono „wsie pagibli”.
|
|
|
W300 |
Władze Rosji podały oficjalną godzinę
rozbicia, która była błędna w
stosunku do późniejszej wersji i została skorygowana.
Nie
wyjaśniono tego, co było powodem powstania tego błędu.
|
|
|
W310 |
Do
dnia 11 kwietnia 2010 ( niedziela), wieczór:
-
rząd,
-
administracja lotniska Okęcie,
nie były w stanie przedłożyć
listy pasażerów, którzy mieli wejść na pokład fatalnego Tupolewa.
Pod względem formalnym nie było wiadomo, kto poleciał i
zginał.
|
|
|
W320 |
Bliscy, którzy przybyli do Moskwy celem identyfikacji zwłok byli
szykanowani przez tamtejsze władze.
Co
znacznie utrudniało proces rozpoznania ciał ofiar.
|
|
|
W330 |
Zwłoki, które pokazano w prosektorium moskiewskim charakteryzowały się
różnym stopniem uszkodzeń:
-
od całkowitego braku obrażeń zewnętrznych,
-
do całkowitego zniszczenia szczątków takiego, że nie można było
zidentyfikować ani osób, ani części ciał tych ofiar.
Zauważono, że część ciał miała uszkodzenia „nietypowe” dla zaistniałych
podczas katastrof lotniczych.
Są
opublikowane spostrzeżenia mówiące o tym, że jedno z ciał leżących w
prosektorium w Moskwie „było cieple” i nie wyglądało na to, że zgon
nastąpił wiele godzin temu i w temp. otoczenia dla Smoleńska w tym dniu
- ok. zero stopni.
(*) |
|
(*) Można przyjąć, że ciała części członków delegacji nie mogły być
rozpoznane pod względem wizualnym. (kompletacja ciał nie była możliwa,
ani tez nie można było podać procentowego stanu „skompletowania części
zwłok”.
Grupa ta przynależy (głównie) do wojskowej części delegacji.
|
W340
|
Pewna grupa ciał była naga. |
|
|
W350 |
Pewna grupa ciał była dostarczana do Moskwy „partiami” - tak to
sformułował
jeden z pracowników prosektorium.
|
|
|
W360 |
Kilka dni po 10 kwietnia, w Warszawie rozeszła się plotka mówiąca o tym,
że
członkowie delegacji byli wyłapani już w Warszawie. (*)
|
|
(*) Plotka ta szybko zgasła.
|
|
|
|
|
W370 |
Zaginał samochód jednaj z ofiar, która wyjechała nim z Łodzi o godz.
02.00 dnia 10 kwietnia.
Samochód ten odnalazł się po paru dniach na parkingu w centrum Warszawy,
bardzo blisko Pałacu Prezydenta i dość blisko warszawskiego biura
ofiary.
Ofiara wysłała SMS do rodziny o godz. 6.00 informując o tym, że jest już
na miejscu.
Co
istotne, pozostawienie samochodu w Centrum było sprzeczne z prostą
logiką planowania jazdy(*).
Ofiara
wysyłając SMS do rodziny
nie poinformowała jej na
okoliczności tego nietypowego miejsca parkowania(**).
|
|
(*)dlatego, że:
-
nadłożono kilka kilometrów jazdy w zatłoczonym mieście,
-
ryzykowano łatwiejszą kradzież czy włamanie do samochodu,
-
wprowadzono konieczność zabezpieczenia dojazdu do lotniska
innym pojazdem.
(**)Dziwne jak na adwokata, który
musiał często pracować nad testamentami, czy zabezpieczeniami innych
osób.
|
W380 |
Kilka dni po 10 kwietnia rozeszła się pogłoska mówiącą o tym, że ofiary
katastrofy żyją, ale są uwięzione.
Później – z upływem tygodni, czy miesięcy – dorobiono wersje:
-
ofiarom zmieniono ich tożsamość,
-
ofiary żyją sobie w ciepłych krajach.
|
|
|
W390 |
Plotki na temat tego, że ofiary żyją, ale są uwięzione, były szerzone
przez wiele rodzin. Np. córka W. utrzymywała, że jej ojciec żyje gdzieś
w Rosji (twierdziła, że tak wierzy lub to czuje).
(jasnowidz K.Jackowski powiedział, ze miał wizję, że prezydent LK śpi, a
nie że nie żyje, sam to wyraźnie podkreślał na filmiku na YT) |
|
|
W400 |
Wiele rodzin nie chciało współpracować z mediami i odmawiało informacji
nt. ofiar.
Stwarzano informacyjną atmosferę budującą przypuszczenie, że
nagłaśnianie śledztwa w sprawie katastrofy może zaszkodzić uwięzionym
ofiarom.
Np.
Wdowiec D. bardzo przeżywał boleść utraty swej żony Sz-D. Była ona znana
z plotek o dolce-vita, ale tyczyło to innych mężczyzn niż on.
Wdowiec D. aż do później jesieni 2010
Występował często w TV. Demonstrował wtedy bardzo mocną opaleniznę na
twarzy. Nawoływał wówczas do zaprzestania śledztwa, bo to i tak nic nie
da, a tylko rozdrapuje jego rany po utracie jego ukochanej żony. (*)
|
|
(*) opalenizna ta dawała pożywkę
plotkom o pobycie ofiar w ciepłych krajach. |
|
|
|
|
W410 |
Ok. pół roku po 10 kwietnia opublikowano raport dot. katastrofy
lotniczej w Mirosławcu.
Raport ten to przykład bezczelnej formy ukrycia zaaranżowanego zabójstwa
pasażerów i załogi CASA.
Istnieje przytłaczające podobieństwo form oszustwa zastosowanych w
raporcie CASA i TU-154M 101.(*).
Tak jakby założenia do obu raportów były sformowane przez ten sam
ośrodek dyspozycyjny. |
(*)
http://zamach.eu/110416/Untitled_1.htm
|
|
|
|
|
|
W420 |
Rosja zwróciła przedmioty osobiste ofiar:
-
garderobę,
-
telefony komórkowe, aparaty foto,
-
pióra długopisy etc.
Przedmioty te były bardzo często w stanie nienaruszonym. (*)
Przedmioty te były silnie dotknięte odorem woni paliwa lotniczego.
|
|
(*) dotyczy to także przedmiotów należących do ofiar, których ciała były
silnie zmasakrowane. |
W430 |
Żandarmeria wojskowa, która zwracała przedmioty osobiste ofiar,
nakłaniała bliskich do rezygnacji z żądania zwrotu, a w to miejsce
wyrażenia zgody na zniszczenie tych rzeczy.
|
|
|
|
|
|
|
W440 |
Rosja nie zwróciła:
-
telefonów satelitarnych Prezydenta,
-
broni palnej funkcjonariuszy BOR.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W450 |
Mundury wojskowe zwrócone rodzinom
charakteryzowały się brakiem:
-
pagonów,
-
guzików,
-
orłów,
-
odznaczeń.
(*)
Rodziny komentując te fakty podawały, że przedmioty te „musiały być”
usunięte ręcznie.
|
|
(*) cechą charakterystyczną tych przedmiotów jest specyficzny wygląd,
który przyciąga uwagę,
oraz metal, z którego te przedmioty są zrobione.
|
W460 |
W okresie przed i po 10 kwietnia 2010
Zaginęli, popełnili samobójstwo, względnie zostali zamordowani:
Stefan Zielonka,
Grzegorz Michniewicz,
Krzysztof Knyż,
Bp. Mieczysław Cieślar,
Marek Dulinicz z żoną,
Dariusz Ratajczak,
Prof. Eugeniusz Wróbel,
Marek Rosiak,
(*)
|
|
(*)
To
jednie ofiary mogące mieć bezpośredni związek 10 kwietnia, a których
nazwiska
są
ogólnie znane.
|
W470 |
Kilka miesięcy po 10 kwietnia rozpoczął się proces awansowania na wyższe
stopnie służbowe osób, które w pewien sposób były zamieszane w
wydarzenia 10 kwietnia, względnie w procedurę dławienia procesu
śledczego
|
|
|
W480 |
Kilka miesięcy po 10 kwietnia 2010
został zwolniony z aresztu polityk parlamentarny - jeden z najbogatszych
ludzi w Polsce.
Wracając do parlamentu użył on komentarza „… to już jest śmierć IV
Rzeczpospolitej…”
Polityk ten jest właścicielem wielu przedsiębiorstw posiadających
maszyny służące do fragmentowania ciał zdechłych zwierząt, a co jest
częścią procesu utylizacji padliny.
|
|
|
W490 |
Na
przełomie lat 2010-2011
przeprowadzono wielka ofensywę medialną ukazującą „fakty” „katastrofy
smoleńskiej”:
-
pełnometrażowe filmy,
-
reportaże telewizyjne,
-
wywiady (*),
-
publikacje pisemne.
|
|
(*)
W
jednym z wywiadów S.
Przyznał się do ucieczki z miejsca katastrofy, bez udzielenia pomocy
ofiarom;
(poniżej będzie osoby punkt). |
W500 |
Na
przełomie lat 2010-2011 ujawniono „świadków” tak odlotu z Okęcia, jak i
tych, którzy widzieli ciała na miejscu w lesie smoleńskim.
Co
znamienne, w tym procederze oszustwa sterowanego przez administrację
państwową brały aktywny udział media
„katolickie” TV Trwam i Nasz D.
|
|
|
W510 |
W kwietniu 2011 zamach.eu -
http://zamach.eu/110416/Untitled_1.htm
Opublikował hipotezę mówiącą o szerszym aspekcie wydarzeń
10
kwietnia 2010.
Nadmieniono tam też (*) o zorganizowanej armii oszustów blogerskich,
którzy poprzez masowość podrzucanych plotek zamulają Internet śmieciem
informacyjnym, który swą masowością uniemożliwia praktyczne poszukiwanie
informacji sieciowych o tej zbrodni.
To
celem odwracania uwagi od wydarzeń
Po
polskiej stronie. Plan B.(*)
|
(*)
http://zamach.eu/110416/Untitled_1.htm
|
|
Sieć
Formalnym sygnałem
akcji, ZAMACHU – początku lub zakończenia określonych działań
był komunikat o zagrożeniu terrorystycznym wymierzonym w samolot EU (należący do
któregoś z krajów europejskich). Komunikat ten został ogłoszony w Polsce o
godzinie 22.00 w piątek 9 kwietnia
2010. Godzina ta jest osią pewnych wydarzeń o założeniowo przyjętym zakresie:
Od momentu
zbiórki, na dworcu kolejowym w Warszawie o godzinie 10.00 tegoż dnia, tej części
delegacji, która jechała do Smoleńska pociągiem.
Do poranka dnia
następnego, kiedy to ogłoszono fakt zajścia katastrofy lotniczej w Smoleńsku –
to jest całe 24 godziny.
Przy czym sam
dworzec kolejowy w Warszawie jest tu w tych rozważanych bardzo ważny, jako
miejsce przebiegu zamachu. Bo już w piątek o godz. 10-12 można było tam
zatrzymać osoby z listy śmierci i przekwalifikować je na pasażerów Tupolewa. Lub
odwrotnie, osoby z listy pasażerów Tupolewa umieścić w pociągu. Nie musiał to
być ten sam pociąg, którym do Smoleńska pojechała większość delegacji. Mógł to
być tylko osobny luźny wagon lub jakiś skład, który „miał być dołączony do
całości” lub pojechał do Smoleńska.
Tak licząc można
przyjąć to, że zamachowcy mieli dla siebie dobę na wyłapanie ofiar, które mogły
znajdować się w:
- mieszkaniach,
- biurach,
- podczas podroży
środkami lokomocji,
czy na dworcu w
Warszawie wśród innych członków delegacji do Smoleńska, którzy tam jechali
pociągiem, etc. Ta 24 godzinna oś czasowa dawała warunki do:
Zatrzymań ofiar,
które odbywały się pod pretekstem ochrony delegacji - jako całości -przed
atakiem terrorystycznym.
Dokonania przeglądu sytuacji i oceny
stopnia powodzenia planu, a zatem podjęcia decyzji o likwidacji porwanych lub
ich wypuszczeniu.
Fragmentacji
(zmasakrowania) ciał zamordowanych.
Samo formalne
ogłoszenie alarmu antyterrorystycznego o godzinie 22.00 było poprzedzone
wcześniejszymi nieoficjalnymi informacjami o zagrożeniu, a atmosfera stanu
napięcia była spotęgowana różnymi problemami zbliżonej natury, które pojawiły
się na parę dni wcześniej, a okazały się fałszywym alarmem, lub podobnymi
zdarzeniami.
Samo posłużenie
się ogłoszeniem stanu zagrożenia terrorystycznego było wygodnym zabezpieczeniem
odwrotu dla zamachowców w przypadku ewentualnego niepowodzenia akcji jako
całości.
Zamachowcy
zatrzymując swe ofiary czynili to na rozkaz zwierzchników. Ci zaś z kolei
przerażeni groźbą ataku terrorystycznego wydali rozkazy, których głównym celem
było zapewnienie bezpieczeństwa tak Prezydenta, delegacji jako całości czy
delegata w szczególności. Mieli dobre intencje.
Wsadzenie wszystkich do wirtualnego tupolewa po
to, aby dokonać w nim wirtualnej katastrofy, a dopiero w Smolensku podrzucić
autentyczne trupy członków delegacji, tego nikt by nie wykombinował jako opcji
rzeczywistego zamachu na życie tylu ludzi, ani tym bardziej nie udowodnił w
sądzie.
Nawet siłowe
zatrzymywanie generałów, mogło być jakoś wytłumaczone – dobrem samych generałów
- o ile właśnie akcja miała być przerwana i odwołana. Jakiś generał został
obezwładniony przez swych oficerów, ale tylko dlatego, że taki były rozkaz
antyterrorystyczny. Alarm okazał się fałszywy i generała wypuszczono, czy można
mieć do kogoś pretensje o to, że ktoś jest gorliwy w wykonywaniu rozkazów?
Tak więc
fałszywy(???) alarm antyterrorystyczny spowodował środki konieczności, jakie
musiano podjąć w stosunku do członków delegacji. Te środki konieczności przez
bardzo wiele godzin akcji porywania i więzienia delegatów miały pozory działań
legalnych. Sprawcy mogli wypuścić porwanych i nie można było zamachowcom niczego
udowodnić, poza tym, że lubią bawić się w wojsko. A co najwyżej, dawało jakieś
mało poważne perturbacje w karierach. Możliwość powołania się na zagrożenie
terrorystyczne – jako usprawiedliwienie środków - było to bardzo ważnym atutem
natury psychologicznej, który obniżał próg decyzyjny ułatwiający zgodę na udział
w akcji u osób i instytucji, które przezornie analizowały sytuację na
okoliczność konsekwencji większego niepowodzenia.
W ramach tego
właśnie obniżonego progu podejmowania decyzji, ofiary nie musiały być
deklarowane – wobec wielu uczestniczących w zamachu - jako do „zamordowania”, a
jedynie do porwania i wywiezienia w odludne miejsce. Zamachowcy sami byli
przedmiotem manipulacji – bo tak jest najczęściej.
Aby móc
kontynuować dalej, należy zapytać: kto lub co było celem zamachu?
Otóż Prezydent
Kaczyński głównym celem zamachu nie był.
Celem zamachu było
szybkie i jednoczesne usunięcie ze struktur państwa osób lub grup osób, które
były niewygodne dla planowanych zmian w Polsce.
Stołki osób niewygodnych zostały zapotrzebowane dla innych, a to w trybie
pilnym. Stąd zbiorowa śmierć w „katastrofie”. Zamach warszawski, był dalszą
częścią zamachu na samolot CASA w Mirosławcu,
http://zamach.eu/110416/Untitled_1.htm,
jakąś bardzo mocno nakręcona spiralą Okrągłego Stołu z Magdalenki.
Skazanych do
likwidacji możemy podzielić na dwie grupy
- wojsko,
- finanse państwa.
I cel – likwidacje
- osiągnięto w stu procentach: osoby będące problemem zostały usunięte. Polska
nie ma już armii, a jej resztka został zdestabilizowana.
Wolne miejsca na samej górze zostały uzupełnione, a i dodatkowo
– co może najważniejsze - uruchomiły lawinę roszad na niższych
szczeblach, które to szerokie zmiany całkowicie umykają Polakom spod kontroli.
Podobnie stało się z ze strukturami zarządzającymi polskim finansami. Kiedy
zmiany te przyniosą swe namacalne skutki, będzie za późno na cokolwiek.
Wrócimy jednak do
przebiegu wydarzeń. Główny cel uderzenia to jedno, a środki czy kroki podjęte ku
temu celowi to drugie.
Jednak w logistyce
porwania to Prezydent był kluczową
osobą. To trzeba zrozumieć i zapamiętać.
L.Kaczyński został użyty jako przynęta do rzekomego zgromadzenia (zgrupowania)
tych osób w jednym miejscu, celem rzekomego lotu, który nie miał miejsca.
Zgromadzenia delegacji na lotnisku, które nie miało miejsca, bo nikt tam nie
dotarł.
Zgromadzanie to –
zgrupowanie
- miało jedynie wymiar medialny.
Ofiary nigdzie nie zgromadziły się razem, a tym bardziej nie ma mowy o wspólnym
wsiadaniu do samolotu. Jak już napisano wyżej, ofiary zostały wyłapane
indywidualnie, w okolicach swych domów lub miejsc pracy, po weryfikacji
możliwości powodzenia planu gładko zamordowane i partiami wysłane do Moskwy.
O żadnym spotkaniu (zbiórce) na Okęciu, w terminalu
nie ma mowy.
Powiedzmy więcej, część ofiar sama zgłosiła się prosto w ręce swych
oprawców, a to na długo przed planowanym odlotem z Okęcia.
Czy te słowa to
fikcja, chora fantazja?
Kluczem do tego
manewru był właśnie Prezydent, bo to osoba Prezydenta dawała wszelkie atrybuty
lotu do Smoleńska, który miał zgrupować
w jednym miejscu wszystkich skazanych do usunięcia. To dzięki niemu – medialnemu
spotkaniu w samolocie - można było usprawiedliwić śmierć wszystkich w zbiorowej
katastrofie, też w pełni medialnej.
Były do wyboru
trzy metody porwania osób delegacji:
- łapać wszystkich
– łącznie z Prezydentem - równocześnie, „jak się dało”,
- łapać najpierw
szeregowych,
- łapać najpierw
Prezydenta.
Wybrano tę
ostatnią metodę, jako najbardziej logiczną, bo chronologiczną i hierarchiczną.
Ostatni wariant miał tę zaletę, że jakieś częściowe niepowodzenie w polowaniu na
poszczególnych członków, nie przekreślało akcji jako całości. Podczas kiedy błąd
w polowaniu na Kaczyńskiego musiałby doprowadzić do odwołania akcji jako
całości. Bo samolot bez Prezydenta nie miał uzasadnienia na
lot do Katynia. Gospodarzem lotu był Prezydent, a nie delegacja, to on
musiał tam być i to był warunek niezbędny do lotu.
Z tego powodu
właśnie trzeba było najpierw „zabezpieczyć” kontrolę nad Kaczyńskim a potem
zająć się resztą. Nigdy odwrotnie.
Prezydent musiał
być (zabezpieczony) już w piątek i to było gwarancją na to, że „główna osoba”
„poleci” do Smoleńska, to zezwalało na dalsze podjęcie akcji przejęcia innych
osób i to nawet za pomocą środków drastycznych, bo środek ciężkość zamachu jako
całości zaczął przesuwać się w kierunku celu. Dzięki takiej kombinacji można
było wybierać członków delegacji tak jakby siecią, a nie wędką, bo było znacznie
więcej czasu do działań.
Prezydent
niekoniecznie był zamordowany natychmiast. W/w wymieniony komunikat
antyterrorystyczny, zanim dotarł do ogółu o godz. 22.00, był poufnie przekazany
urzędnikom prezydenckim, a to celem zapodania tej informacji otoczeniu.
Zagrożenie terrorystyczne usprawiedliwiło niekonwencjonalne podejście do
przygotowań ostatnich godzin przed odlotem. W Pałacu „poufnie” przekazano
informacje o niebezpieczeństwie, był to szept teatralny. To usprawiedliwiło
powstanie sytuacji nietypowych, np. pozostawanie Prezydenta poza Polską, bo jego
samolot mógł być właśnie namierzony. Stasiak zadzwonił do Prezydenta będącego
„na Litwie” i powiadomił go o
niebezpieczeństwie. Powiedział, że wszystko trzeba trzymać w dyskrecji do
chwili, aż sprawa „rozejdzie się po kościach”. Kiedy już ktoś z Pałacu przez
resztę dnia nie mógł porozumieć się z Prezydentem, to było to jedynie rezultatem
zarządzeń Stasiaka, czyli wszystko się zgadzało.
Stasiak i
delegacja jadą do Smoleńska, ale będą pewne zmiany. Informacja o zagrożeniu –
pocztą pantoflową – szybko rozeszła się poufnie wśród osób wysoko postawianych
także poza Pałacem. Nadzwyczajne środki przygotowawcze, których nikt nie
rozumiał, ale usprawiedliwiał, zostały łatwo użyte do porwania ofiar.
Na dobry czas
przed godziną 22.00 skontaktowano się z ofiarami – tymi, których jeszcze nie
ujęto - informując je wstępnie o alarmie. Proszono o zachowanie tej informacji w
ścisłej tajemnicy. Osoby, które będą lecieć z prezydentem zostały więc wezwane
do wyłączenia telefonów komórkowych po to, aby ew. terroryści stracili wszelki
trop, bo telefony bez baterii nie mogą być skanowane przez szpiegów. Sprawa nie
jest pewna i nie trzeba wywoływać paniki, nie informować o tym własnych bliskich
– aby zaoszczędzić im nerwów. Najlepiej JUŻ wyłączyć telefon, a i baterie wyjąć,
zaś oficer dyżurny JUŻ podsyła delegatowi specjalny samochód, który podwiezie
delegata na miejsce lub do innego hotelu, skąd wszyscy bezpiecznie pojada dalej.
W ten sposób ofiary te przygotowano psychicznie na niezbędne środki
bezpieczeństwa, które były ich śmiertelną pułapką.
Jak nadmieniono,
nie jest wykluczone i to, że część osób z listy Tupolewa została poproszona o
zrezygnowanie z lotu, a wzięcie pociągu, to jednak w tajemnicy, bo sprawa jest
delikatna. Wszyscy chętnie się zgodzili, bo Polacy są ofiarni. Był to bardzo
dobry chwyt, szczególnie w stosunku do tych delegatów, którzy przebywali w
hotelach i nie było wokół nich osób bliskich. Osoby te - bez świadków - oddawały
się w ręce zamachowców, oficer dyżurny pomógł wyłączyć telefon komórkowy, wyjąć
baterie, potem wsiadano do samochodu i ślad się urywał.
Tak toczący się
zamach polegający na zbieraniu delegatów był przez wiele godzin w stanie
hibernacji, a zachowywał maskę legalnych zabezpieczeń antyterrorystycznych.
Przełomem musiała być godzina 22.00.
Był to sygnał
zamachowców lub dla zamachowców. Co jest bardzo łatwo zauważalne,
wszystkie wielkie media w Polsce informacje te usunęły ze swych archiwów i
Google znajduje jedynie link do
strony, której nie ma.
http://gazetawarszawska.com/2012/03/07/manfred-adler-wolnomularstwo-a-watykan/
Należy przyjąć to,
że właśnie godzina 22.00 przekształciła ochronę antyterrorystyczną w stan
autentycznego zamachu. I to w związku z tą godziną rozpoczęła się faza „bez
odwrotu”.
Nie wiemy tego,
jak uśmiercono wszystkich członków delegacji. Wiemy jednak to, że niektóre z
tych osób nie nosiły jakichkolwiek znaków uszkodzeń zewnętrznych ciała, co
oznacza, ze zostały pozbawiane życia za pomocą broni chemiczno-biologicznej.
Biorąc zaś pod uwagę dużą liczbę uśmierceń musiał to być środek mało drastyczny
- mamy na myśli: dla samych oprawców. Taki, który zacierał rozpoznawalność
czynu. Przypuszczalnie był to gaz bojowy, który usypiał ofiary. A których
później nie obudzono, bo (tak to powinno być) jedna ekipa była od usypiania, a
druga do budzenia, a inna do czegoś innego, etc. W ten sposób rozmywa się
odpowiedzialność moralna, co mogło mieć znaczenie i wówczas było wkalkulowane.
Nie jest bez
kozery krótkie wtrącenie opisu zasad metod skrytobójstw, jakie stosowało UB lat
70/80. Otóż była wypracowana pewna zasada, kanon; oficer nie miał prawa
osobiście wchodzić w kontakt z ofiarą, w sensie wykonywania na niej wyroku.
Obowiązywała
surowa zasada zakazu
bezpośredniości. Człowiek skazany na zakatowanie przez nieznanych sprawców nigdy
nie był uderzony przez milicjantów prowadzących sprawę. Do zadania takiego
wybierano innego oficera, ten zaś wprowadzony w zagadnienie dobierał oprawców.
Oprawcami byli najczęściej kryminaliści, a także – bardzo często – sportowcy
różnych mało znanych klubów sportowych, lub sportowi emeryci uzależnieni od
drobnych datków. Byli to bokserzy,
karatecy lub podobne. Ludzie, którzy byli wyćwiczeni w uderzeniu innych. Oprawcy
ci byli dość dobrze zaznajomieni z tym drugim oficerem, a nie pierwszym (!) pili
razem wódkę, dostawali środki na budowy mięśni i podobne.
Było ważne, aby osoby te były ustawione na kontrolowany wpływ
środków psychotropowych. Było to
potrzebne, bo taki oprawca spreparowany środkami psychotropowymi, był wcześniej
wielokrotnie tresowany przez tegoż właśnie oficera. Podchodząc do konkretnego
zadania zachowywał jak dobrze wytresowany wściekły pies, który bezlitośnie
szarpie swą ofiarę, ale na głos gwizdka wraca do swego pana bez cienia protestu.
Oficer numer dwa stał często o kilka metrów od mordowanej ofiary, we właściwym
momencie podawał komendę „dość” i nakazywał bandycie uciekać do domu. Sam zaś
czekał aż przyjdzie inny oficer nr 3, który z go zmieniał i to ten kolejny
zmiennik, z daleka obserwował przebieg wypadków; radiowóz, pogotowie, jacyś
świadkowie. Baczono, aby ofiara faktycznie zmarła – to łącznie z kontrolą
pierwszej pomocy, gdzie ofiary takie dobija się w karetce lub na izbie przyjęć -
a sprawcy pozostali nieznani.
Zamachowcy
warszawscy, nawet o ile (na tym poziomie logistycznym ) mieli zagranicznych
szefów, to te „krajowe” problemy z mordem na delegacji katyńskiej rozwiązywali w
podobny sposób. Takich właśnie ludzi, „kandydatów na nieznanych sprawców”
musiano użyć do mordu na członkach delegacji. Byli to dawni sportowcy, ew.
bywalcy siłowni, najchętniej samotni etc. Bo oni również zostali skazani na
likwidację, a 96 osób ofiar smoleńskich, to jedynie „wierzchołek góry lodowej”
tej „logistyki smoleńskiej”.
Masakrowanie ciał
ludzkich nie jest zajęciem codziennym i trudno do takiego zadania użyć
sprawdzonych specjalistów, bo jest to problem organizacyjny. Musiano postanowić,
że rolę zaćpanych psychopatów – z pasją kopiących swe leżące ofiary - spełnią
urządzenia przemysłowe – maszyny.
Obecnie jest już
znana i stosowana technika spalania ludzkich ciał celem produkowania ciepła do
kaloryferów. Techniki do rozszarpywania ludzkich ciał jeszcze nie ma, bo
tłuszczu ludzkiego jeszcze się nie wykorzystuje do produkcji np. mydła, trzeba
było więc rozejrzeć się wkoło odnoście rozwiązań z innych branż.
Taka branżą, która
ma do tego niezbędne usprzętowienie, są typowe zakłady do utylizacji padłych
zwierząt. Urządzenia te, to linia do podawania i rozdrabniania padliny. Linia
taka składa się głównie z taśmociągu szerokości do
Zachodzi bardzo
poważne przypuszczenie, że zmasakrowanie ciał ofiar zamachu warszawskiego odbyło
się właśnie w takim miejscu. A oto przesłanki:
1.
Wszystkie
przedmioty osobiste były dotknięte odorem paliwa lotniczego.
2.
Przedmioty
osobiste ofiar, które były noszone np. w wewnętrznej kieszeni marynarki były
nieuszkodzone,
podczas kiedy ciało ofiary zmasakrowane.
3.
Mundury
generalicji były pozbawione guzików, pagonów etc.
4.
Mundur admirała
miał zniszczenia, które są trudne do wyobrażenia sobie, jako powstałe w
katastrofie lotniczej.
5.
Ciała wielu ofiar
były nagie.
Czytający ten
tekst musi wyobrazić sobie miejsce utylizacji padliny jako halę przemysłową
zamkniętą, w której leżą stosy padliny czekające na rozdrobnienie, lub już
rozdrobnionej, a czekające na przetop w tłuszcz przemysłowy. W pomieszczeniu
tym, a nawet, na wiele metrów wokół, panuje potworny fetor. Fetor jest nie do
zniesienia dla osoby, która ma rzadko do czynienia z takim środowiskiem. Już
przy bramie, osoba nieprzywykła dostaje silnych i gwałtownych odruchów
wymiotnych, to w takim stopniu, że człowiekowi trudno jest ustać na dwóch
nogach.
Otóż fetor ten
bardzo szybko przenika wszelkiego rodzaju przedmioty, a likwidacje tej woni jest
trudna do usunięcia – nawet gładka blacha śmierdzi i nadaje się tylko do
wyrzucenia. Aby tę woń zabić zastosowano najprostszy możliwy środek
dezodorujący, jakim było właśnie paliwo lotnicze, którego obecność agresywnego
zapachu – przytłumiającego inne -
można było naturalnie i prosto uzasadnić.
Spiszmy jednak po
kolei to, co tam w takiej hali mogło zajść.
1.Ciala zabitych
wyglądajcie tak „jakby spały” przywieziono do zakładu utylizacji
2. Sportowcy,
którzy są siłą roboczą, pod kontrolą oficerów wnoszą ciała. Sportowcy są pod
wpływem narkotyków i pewne rzeczy trzeba czynić w specjalny sposób.
Równocześnie
prawie wszyscy dostają torsji i powstaje chaos.
3. Oficer, który
jest „techniczny” włącza maszyny, sportowcy kładą pierwsze zwłoki na taśmociąg.
Przepuszcza się pierwsze ciało przez młyny.
Okazuje się, że:
- młyny źle tną
ubrane
ciało, bo własności mechaniczne materiałów tekstylnych są zupełnie inne niż
tkanki ludzkiej.
- części garderoby
wplątują się w części obrotowe maszyny i jest kłopot z ich wyjęciem -
ściągnięciem z noży na wałach.
- jeżeli jest to
ciało generała ubranego w mundur to zauważano, że maszyna złapała pagony i
pourywała guziki, które powpadały na dół i błyszczą się gdzieś w jakiś
czeluściach otchłani leja czy zbiornika pod wałami i pod młynem. Trzeba to
wydobyć, bo pracownicy utylizacji, którzy przyjdą do pracy w poniedziałek
zdziwią się, kiedy zobaczą pagony lub ordery wśród ochłapów padłych krów, psów i
kotów, a kto wie, zaczną się grzebać dalej i znajdą ochłap pochodzenia
ludzkiego.
Trzeba to
wyciągać. Mordercy razem ze
sportowcami wymiotują, przeklinają
i robią racjonalizację: ciała rozebrać,
guziki i pagony oraz podobne trzeba poucinać. Chaos, nie widomo co zrobić
ubraniami, czy puszczać
obok ciał, czy osobo , czy
wcale.
4. Mielone
jest drugie lub dalsze w kolejności ciało:
Zauważa się, że i
to nie idzie to tak jak trzeba, miazga nie wygląda dobrze – na katastrofę.
Dodatkowo, maszyny stają się, w widoczny i łatwo zauważalny sposób, obłożone
fragmentami ludzkich szczątków, które trzeba na bieżąco sprzątać.
Ludzkie jelita okręcone wokół wałów młyna zaczynają coraz bardziej
przerażać, mundur admirała kreci się wokół wałów i też nie można go łatwo
ściągać.
Tak sportowcy jak
i oficerowie muszą coraz częściej przerywać pracę i wychodzić na świeże
powietrze. Któryś z przemyślnych oficerów domyślał się już wcześniej problemów i
przezornie wywiedział się, że w takim wypadku, smród i straszny widok najlepiej
jest stępić wódką. Ma parę butelek, zaczynają podpijać, jest może trochej
lepiej, ale za to zaczynają być nieco podpici, też źle. Nawet w oczach tych
wariatów to wszystko zaczyna wyglądać jak horror albo już jak bramy piekieł.
5. Dowodzący
podejmuje decyzje o tym, że masakra ciał musi być przerwana, nakazuje sportowcom
sprzątnie, a potem rozkazuje kłaść rozebrane już ciała w szeregu i masakrować je
ręcznie, drągami lub łomami, które w takiej hali łatwo znaleźć.
To też nie
wychodzi, albo nawet jest jeszcze gorzej niż z młynami, prawdopodobnie nawet
pijani sportowcy zaczynają się buntować.. Mogło się okazać, ze niektóre ofiary
nie zostały uśpione do końca i zaczynają ożywać. Możliwe, że następuje
rejterada.
6. Ciała
te, nieobrobione, potłuczone ręcznie, czy miazga ludzkich zwłok, są zapakowane
do transportu do Moskwy i tam wysłane.
Możliwe,
że niektóre dostarczono do Smoleńska.
Możliwe,
że ciała niektórych ofiar - całe „grupy” - nie zostały wysłane do Rosji bo w
Moskwie wielu ciał nie znaleziono, a posłużono się jedynie „kodem genetycznym”,
który wcześniej pobrano od rodzin ofiar.
Resume
Problem
emocjonalny związany z odpowiedzią na pytanie: co zrobiono z ciałami…? Jest tak
silny, że może – u wielu - waży on znacząco na całej ocenie zdarzeń zwanych
„katastrofą smoleńską”.
Ludzie już
chętniej zgodzą się z kłamstwami o katastrofie, aby tylko nie musieli myśleć o
tym, jak te osoby zginęły i jak potraktowano ich ciała.
Jednakże
odpowiedzi na te i podobne pytania muszą być udzielone, bo fikcja katastrofy
smoleńskiej jest bezsporna, a co wielokrotnie wyłożyliśmy na
http://zamach.eu/.
Jest bezsporne to, że zauważone formy obrażenia ciała lub zupełny brak
tych obrażeń u zabitych, są zjawiskiem całkowicie sprzecznym z jakimkolwiek
przebiegiem jakiejkolwiek katastrofy lotniczej. Jest bezsporne i to, że nagie
ciała ofiar nie miały takiego charakteru jak nagie ciało L. Kaczyńskiego.
Prezydent mógł być celowo poniżony przez rzekome nałożenie mu krawata na szyję,
podczas kiedy był całkowicie nagi i rzucony w błoto.
Nagie ciała ofiar
to nic innego jak technologia mielenia mięsa, która ofiarom tych ciał -
zrządzaniem losu - została zaoszczędzona. To niewątpliwe, że używano maszyn.
Mundur admirała postrzępiony na dole, stronie lewej i stronie prawej – z
pozostawionym środkiem – wykazuje wyraźnie, że nie było to uderzenie od
katastrofy. Zniszczenie od uderzenia katastrofy nie daje takiego postrzępienia,
które wyraźnie odzwierciedla cykliczność procesu szarpania, mundur ten zakręcił
się na części maszynowej, która wykonywała wielokrotne ruchy obrotowe. Tę
właśnie cykliczną obróbkę widać na mundurze.
Nie wiemy,
dlaczego proces mielenia przerwano, domyślamy się, głównym czynnikiem musiał być
– problem technologiczno - ludzki, maszyny nie dawały takiego efektu jak trzeba,
a ludzie też nie. Odwołujemy się raz jeszcze do godziny 22.00, aby na koniec
podkreślić to, że nie jest taki pewne to, co ten alarm oznacza.
Raport MAK o
katastrofie w Smoleńsku to jedyny uczciwy dokument, jaki do tej pory
administracja ujawniła. Uczciwość raportu polega na tym, że w sposób absolutnie
rażący, rzucający się w oczy każdemu, przedstawia się jako oczywisty fałsz.
Nikt, kto ma zdrowy rozum, nie traktuje tego poważnie. Ta niewątpliwie skrajnie
prowokacyjna postawa wobec administracji folksdojcza, musi coś oznaczać. Coś nie
wyszło tak, jak miało być.
Christus Rex
(-)Krzysztof Cierpisz
20120308
+++
Zdjęcia o podwyższonej jakości Można ładować z :
http://zamach.eu/